W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Dwie nowe książki o Metallice
dodane 08.06.2009 13:56:59 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 3103
Poniżej notka z blogu deathstar330 przetłumaczona przez Mi_rai. Ciekawe fotki Cliffa znajdziecie na stronach deathstar330 - dzięki Marmetal!






Czytelnicy tego bloga wiedzą, że w mojej metalowej hierarchii nie stawiam nikogo wyżej Cliffa Burtona, oraz "Ery Cliffa Burtona" w Metallice. Pewnie myślisz, że 23 lata po jego śmierci Metallica jest przedawniona - nie jest, a w rzeczywistości od wypuszczenia Guitar Hero: Metallica, urosła jeszcze bardziej. Jest coś poruszającego w tym, że to co stworzył Cliff znajduje się w milionach domów, a teraz z tą grą video jego dokonania mają całkiem nowy wymiar. Mówimy o jego mistrzowskich partiach basowych oraz o tym, jak rozszerzającymi nasze umysły są one wycieczkami. To jest naprawdę niesamowite, ale gdy po tych wszystkich latach słuchania trzech pierwszych płyt myślisz, że słyszałeś już wszystko, to popełniasz błąd - te nagrania są tylko czubkiem góry lodowej, ponieważ dopiero to, co jest pod wodą rozwala łeb.



Powodem moich dzisiejszych rozmyślań są dwie nowe książki, już dostępne w sprzedaży.
Pierwsza jest fotograficznym dziennikiem bazującym na paru pierwszych koncertach Metalliki w Bay Area - "Metallica: Club Dayz 1982-1984". Jest ona dziełem byłego wokalisty Metal Randezvous i głównego fotograffa - Billa Hale, który był w centrum tego metallikowego wehikułu czasu. To co uchwycił, to pierwsze kamienie ogólnoświatowej lawiny, która miała niedługo potem nadejść. Prawdopodobnie w tamtych czasach Metallica była tylko jedną z wielu kapel, lecz nie był to status, który zatrzymał się dla nich ich na długo.



Współpraca Hetfielda, Ulricha, Mustaine'a i McGovney'a nie trwała jeszcze długo, a ich pierwsze występy w 1982 roku w San Francisco były zaledwie małymi krokami do heavy metalowej nieśmiertelności. Oczywiście chodzi o te wczesne występy w Bay Area, po których padło ultimatum przeniesienia się tam na stałe, aby zapewnić sobie współpracę Clifforda Lee Burtona, co zresztą zmieniło ich życie na zawsze. Fotografie w tej książce są żywe, wiekopomne i elektryzujące, jest tam młodzieńcza energia i bardzo wyraźne nastawienie "wszystko albo nic". Dokumentują większość koncertów, jakie miały miejsce w The Stone w 1983 roku. Od tamtego czasu Metallica nieprzerwanie wspina się na wyżyny, więc posiadanie takiej dokumentacji jest bezcenne. Dla mnie każdy fotodziennik, który, gdy na niego spoglądasz, "włącza" soundtrack w twojej głowie, jest na pewno bombowym pomysłem, i tego właśnie możesz się spodziewać po "Club Dayz".



"To Live Is to Die: The Life And Death Of Metallica's Cliff Burton" to nowa książka pisarza Joela McIvera, którego niektórzy z was mogą kojarzyć jako autora książki "Justice For All: The Truth About Metallica", jednej z 14 książek jakie napisał od 1999 roku. Zamówiłem tą książkę wczoraj i mam nadzieję, że niedługo będę miał całą recenzję. Poniżej fragment, na który natrafiłem, nie mogąc się doczekać, aż książka dojdzie.


"Orion" to wciąż wspaniały utwór, uwielbiany przez basistów aż po dziś dzień za zakres umiejętności jaki on nich wymaga, od symbolicznego intra, przez solo na początku drugiej części, aż po niszczycielskie solo na końcu. Alex Webster (Canibal Corpse) powiedział: "Moim ulubionym nagraniem Cliffa Burtona jest "Orion" z płyty "Master of Puppets", ponieważ ukazuje kilka różnych aspektów gry Cliffa. Jest tam ta piękna melodyjna sekcja, rozpoczynająca się gdzieś w środku kawałka, jedna z moich ulubionych linii basu, i doskonały unison [współbrzmienie co najmniej dwóch dźwięków o tej samej wysokości
przyp. MI_rai] grany z głównymi riffami. Podobnie kilka sekcji, które pokazują wyjątkowo przesterowany sposób Cliffa na grę na basie, chodzi głównie o to krótkie, ale genialne solo które jest pod koniec utworu."




"Orion" pokazuje, że Cliff był mistrzem nie tylko sekcji rytmicznej, ale także przewodniej, którą jego bas mógł wziąć na siebie. Interesujące jest to, że jak się okazuje to solo nie było skomponowane przez Cliffa. Jak powiedział mi Kirk: "solo basowe w Orionie, to po moim pod koniec utworu, było drugą częścią gitarowego sola, ale w tamtym momencie wyjechałem z powrotem do U.S.A, a Cliff został w Kopenhadze może ze 3 dni dłużej [podczas nagrywania Master of Puppets]. To on wstawił tam solo basowe i zagrał z połowę mojej solówki na basie! Więc on tak jakby ukradł połowę mojego sola i zrobił z niego swoje, ale dla mnie było to całkowicie w porządku.". Kirk spytany, czy na płycie "Master of Puppets" jest solo Cliffa tak, jak to było na "Kill'em All" (oraz na "Ride to Lightning" jeśli zaliczymy tu wstęp do "For Whom The Bell Tols") przywołał ostatnią piosenkę z albumu: "na tym albumie jest to intro do Damage Inc. zagrane w całości na basie. Jest tam z 8 lub 12 ścieżek basu, pełno harmonii, wzrostów głośności, efektów i wogole. Nie nazwałbym tego "solem basowym" to po prostu intro, tylko że zagrane w całości na basie." To cholernie brutalna piosenka, jedynym ukłonem w stronę melodyjności jest to basowe intro, niebezpieczny rój nut które wyciszają się przed wejściem ostrego głównego riffu. "Intro do "Damage Inc." jest tym samym co "Orion" - dużo basu puszczonego od tyłu" potwierdza Rasmussen [producent Master of Puppets]. "To był kolejny pomysł Cliffa."




Do tego czasu James i Lars przebyli długą drogę, aby zrównać swoje umiejętności muzyczne z pozostałą dwójką, którzy byli głównymi instrumentalistami w tamtych czasach. To Cliff i Kirk dzielili miłość do zawiłości muzycznej teorii, której Lars i James nigdy nie mieli. Tak wspomina to teraz Kirk: "siedziałem w Euro-metalu i używałem różnych skal, m.in. Pyrgian Dominant, którą mocno interesował się Cliff. Zawsze obserwował mnie jak grałem na gitarze, próbował nauczyć się gitarowych zagrywek [licks] i próbował podkraść trochę informacji tu i tam. Mogliśmy rozmawiać o teorii i o tym jak działała: po prostu zwykłe rozmowy. Cliff kochał teorię i kochał muzykę klasyczną, był wielkim fanem Bacha.
Powiedział mi, że intro do "Damage Inc." było zainspirowane utworem Bacha o tytule "Come Sweet Death" brzmi trochę ironiczne, jeśli spojrzeć co później go spotkało."
Kirk przypomina, że czasami zespół musiał trochę Cliffa hamować, śmiejąc się mówi: "czasami to wyglądało tak: 'ej Cliff masz zagrać tą konkretną partię unisono, nie w jakiejś podzielonej formie z twoimi solówlami upchanymi po rogach'. Były sytuacje gdzie on przedobrzał, ale wiesz jak to jest, wszyscy wielcy muzycy przedobrzają."



Miliony fanów do dziś dnia marzy o tym, by móc zobaczyć jak Cliff nagrywa ścieżki basu na płytę "Masters of Puppers". Jedynym realnym sposobem, aby znaleźć się na sesji nagraniowej, jest wsłuchanie się w idealnie dobrane słowa współproducenta Flemminga Rasmussena: "Cliff był całkiem cichym gościem. Trzymał bardzo dużo w sobie i myślę, że był troszkę nieśmiały. W 1985 roku, gdy nagrywaliśmy ten album, cały czas nosił dzwony, które wtedy były już niemodne. Przyciągał dzięki nim sporo uwagi, ale myślę że po prostu był do nich przyzwyczajony. Mówił cały czas 'one znów kiedyś będą w modzie, ja je lubię więc je zatrzymam'." Flemming potwierdza to, że Metallica składała się z dwóch głośnych muzyków i z dwóch cichych. Tłumaczy: "dwóch było głośnych, dwóch spokojnych. Lars i James trzymali się razem, ponieważ to oni wszystko komponowali, za wyjątkiem kawałków Cliffa, które ten tworzył sam." Wpływ Burtona był jednak oczywisty pomimo jego mało ekstrawertycznej natury. "Cliff był naprawdę świetny, ponieważ pozwalał mi kierować wszystkim, a w zamian ja szanowałem to co robił. Metallica nigdy nie weszła do studia nie mając wcześniej przygotowanych piosenek. Mieli naprawdę dobre demówki, wszystko było skomponowane, a dla większości partii także zaaranżowane, zmienialiśmy niektóre fragmenty, ale zawsze gdy wchodzili do studia byli dobrze przygotowani."


Więcej o książkach znajdziecie tutaj.


Tłumaczenie: Mi_rai





ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak